bezczynnoœci zrobiły jednak swoje. Na razie... hm, na razie nie popisuj się za często. Zrobisz sobie krzywdę i

bezczynnoœci zrobiły mimo wszystko swoje. tymczasowo... hm, na razie nie popisuj się za wielokrotnie. Zrobisz sobie krzywdę oraz wyœmieją cię. Pokręciła głową. Podarła piękną suknię oraz opatrzyła krwawiącą rękę. Potem zaczęła splatać włosy w warkocz. 16. Nieopodal rynku w Grombie pomieszkiwał kiedyœ człowiek, który jako jedyny podał jej rękę, wtedy gdy bezradna, niema oraz półobłąkana - najbardziej tego potrzebowała. Był miecznikiem, doskonałym miecznikiem. Z naturalnym bólem pomyœlała, że przenigdy już nie zdoła opłacić długu, jaki u niego zaciągnęła. Uwikłany w jej walkę z Brulem, stary rzemieœlnik zapłacił życiem za ochotę udzielenia pomocy kobiecie, której niemal nie znał... Postradał zmysły, tak jak wczeœniej ona sama. Podeszły wiek sprawił, że klątwy Brule’a nie udało się odwrócić. Mistrz Haaghen, człowiek o złotych rękach oraz wielkim, wielkim sercu, zgasł, nim zdołała w jakikolwiek sposób wyrazić mu swoją wdzięcznoœć. Bolała nad tym. Tym bardziej że jest dla niej jasne, iż w ostatnich dniach życia starca migotało w skołatanej głowie jakieœ œwiatło - oraz była to myœl o niej. Umarł, nie wiedząc, że los jego podopiecznej odmienił się na lepsze; przecież musiał wierzyć, że owa odmiana nastąpi, bo w skrzyni, gdzie przechowywał jej rzeczy, znalazła wetknięty do podróżnej sakwy znakomity miecz gwardyjski - broń, której chętnie używała. Starzec wiedział o tym... Rozpłakała się, ujrzawszy taki ostatni podarunek. dziś, wspominając swego dobroczyńcę, ze wzruszeniem dotknęła rękojeœci wiszącego u pasa oręża. Przesycony deszczem wiatr, najwyraŸniej zachęcony ruchem jej ramienia, wtargnął pod brunatną pelerynę, odsłaniając niedbale zawiązany kaftan z łosiowej skóry oraz krótką męską spódnicę, ledwie kryjącą cholewy mocnych, sięgających do połowy ud, skórzanych butów. Niecierpliwie szarpnęła poły płaszcza. Łubie skrywające niezbyt spory łuk zsunęło się nieco; poprawiła szeroki pas na ramieniu oraz ruszyła dalej. Pora była dość wczesna, na ulicach spotkała niewiele ludzi. Skuleni pod naporem wiatru ludzie mijali ją obojętnie. Przystanęła, zaskoczona, gdy drogę zastąpił jej wysoki, masywny mężczyzna. Uniosła wzrok oraz przez długą chwilę patrzyła prosto w twarz skrytą w cieniu obszernego kaptura. - Nie - powiedziała wreszcie - ja chyba œnię... Raner? Przecież nie oszalałam? No nie, nie tym razem. - Kiedy właœnie oszalałaœ, Łowczyni - odparł, rozglądając się. - Od trzech dni waruję tutaj jak pies. Daj mi to. - Wyciągnął rękę. - Mój łuk? - zdumiała się. - Właœnie łuk najbardziej zwraca uwagę - rzucił niecierpliwie. - Kobieta bez łuku to nic dziwnego. No, dajże mi takie klamoty! Szybko, Łowczyni, nie ma czasu. Z wielkim trudem upchnął łubie oraz kołczan pod płaszczem. - ChodŸ, pani. Będę mówił, idąc. Ruszyli. Milczała wyczekująco, ale pomimo danej obietnicy mężczyzna przez pierwszych kilkadziesiąt kroków nie odezwał się ani słowem. Był wszystkim, co pozostało w Grombie po Basergorze-Kragdobie. Gdy Król Gór porzucił Grombelard, groŸny siłacz nie potrafił znaleŸć sobie miejsca. Chciał oraz umiał być tylko narzędziem, pragnął służyć, być przydatnym, ale nie miał komu. Hel-Krehiri, następczyni Kragdoba, uczyniła zeń swego niewolnika; nie lubiła go oraz nie ceniła; o przyjaŸni nie jest nawet mowy. Raner, który kiedyœ powiadał „powiedz co, a ja to zrobię”, męczył się, służąc komuœ, kto nie umiał, a nawet nie chciał wykorzystać jego możliwoœci. mimo wszystko poważne Góry były tylko jedne oraz rządziła w nich właœnie Hel-Krehiri. Kiepsko takie rządy wyglądały, a przecież mimo wszystko doœć krzepko, bo pojedynczy człowiek nie mógł się spod nich wyłamać. Wymówiwszy rozbójniczce posłuszeństwo, Raner musiałby uciekać z Grombelardu. tego zaœ zrobić nie chciał. Nie mógł, nie potrafił. Milczenie przeciągało się. Karenira utraciła cierpliwoœć. - No? - fuknęła ponaglająco. - Hel-Krehiri chce cię dostać - wyjaœnił... a przynajmniej sądził, że wyjaœnia. Po czym ponownie zamilkł. - Nie, na wszystkie... - Po długiej kilku chwilach daremnego wyczekiwania rozzłoszczona łuczniczka przystanęła. - czy też to już wszystko? Nic więcej nie powiesz? - ChodŸ, pani. Wyznaczyła nagrodę za twoją głowę. Wysoką nagrodę.